Jedenastka 70-lecia dopięta – Konstanty Paszel
Czas zamknąć „nabór” do grupy wspaniałych Bytovii. Przypomnę, że pozwoliłem sobie na zabawę wybierając jedenastkę siedemdziesięciolecia. Dzwoniłem, jeździłem, odwiedzałem, mnie odwiedzali, radziłem się u innych, nagrywałem i notowałem. W ten oto sposób spisałem 11 opowieści. Aby odejść od sztampowych rozwiązań, pisałem je na różne sposoby, zachowując jedynie gatunek reportażu.
Najpierw odwiedziłem LECHA MARTUSEWICZA. Wreszcie mogłem poznać najskuteczniejszego napastnika naszego klubu, a jego historia z czarną Wołgą stała się wizytówką reportażu. Później zaprosiłem do domu WOJCIECHA CHOJNACKIEGO. Opowiedział mi o swoim fantastycznym golu w pucharowym meczu z Czarnymi Słupsk. Następnie byłem u CZESŁAWA KARNICKIEGO. Znowu dostałem od niego sporą porcję zdjęć i faktów. Mam wobec niego jeszcze plany. Dość nietypową historię, inną niż zawsze opowiedział mi KAZIMIERZ DANKIEWICZ. Spotkania u niego w domu były wzruszające i wcale nie z powodu degustacji nalewki. Piątą osobą w jedenastce był RYSZARD MĄDZELEWSKI. Oglądaliśmy razem w naszym mieszkaniu mecz Euro. Choć pojedynek Anglia – Walia był jedną z ozdób mistrzostw, to rozmowa z Madziarą była jeszcze ciekawsza. Następnie nadeszła długo oczekiwana chwila. Razem z żoną Iwonką odwiedziliśmy w Warszawie Państwo Lesmanów. Sympatyczna Pani Halinka i Pan Jan nie tylko pomogli poznać historię JANA LESMANA, ale również zapoznali nas ze szczyptą własnej kuchni. Poznaliście nawet przepis na Makowiec Babci Lesmanowej. Z kolejną osobą, z którą miałem przyjemność rozmawiać na bytowskim stadionie, był DAWID MISIURA. Były bramkarz naszego klubu jak zawsze był elokwentnym rozmówcą. Byłą to też rozmowa z sentymentem, bo sam pamiętam większość jego kariery. Były to więc czasami nawet wspólne wspomnienia. Udało mi się też „dorwać” ROMANA CECHA. Jedyny stranieri w mojej jedenastce. Choć dla naszych kibiców jest nadal bytowiakiem. Niezwykle sympatyczny człowiek. Do kolejnego ważnego spotkania doszło w redakcji „Kuriera”, gdzie przyjechał z Hamburga HENRYK KIRDZIK. Nie spotkałem nikogo, kto zaprzeczyłby temu, że był najlepszym zawodnikiem naszego klubu w pierwszych latach jego istnienia. Rozmawialiśmy nie tylko o futbolu. Każde spotkanie z nim jest szczególne. W jedenastce nie mogło zabraknąć WOJCIECHA PIĘTY. Bogata kariera z wisienką na torcie jakim był jego udział w reprezentacji narodowej w futsalu oraz jego zasługi dla Drutex-Bytovii sprawiły, że jego opowieść byłą wypełniona wieloma ciekawymi faktami. Wojtek ułatwił mi zadanie, bo w swoich wypowiedziach potrafił świetnie wyartykułować to co chciał przekazać.
Zaraz, zaraz. Przecież wymieniłem dziesięciu… Przedstawiam zatem jedenastą osobę jedenastki siedemdziesięciolecia. Jest nim KONSTANTY PASZEL. Urodzony w środku wojny przyszły piłkarz naszego klubu był częścią drużyny, która wywalczyła historyczny juniorski sukces – mistrzostwo województwa juniorów starszych (załączone zdjęcie z tego zespołu. Konstanty Paszel pierwszy z prawej w dolnym rzędzie). Skromny mężczyzna był bardzo zaskoczony, że go odwiedziłem w jego domku na Rzepnicy. Jednak świadkowie dawnych wydarzeń piłkarskich w naszym mieście są zgodni mówiąc: „Kostek był wtedy najlepszy”. Nie przypadkowo jeszcze jako junior trafił do koszalińskiej Gwardii.
* * *
Poznajcie piłkarza należącego do motorów napędowych drużyny, która w 1959 r. zdobyła mistrzostwo województwa koszalińskiego juniorów. Urodzony w 1942 r. w Oszmianie [obecnie Białoruś – przyp. red.] w klubowej piłce zaistniał dość późno, bo właśnie we wspomnianym 1959 r. Nie oznacza to jednak, że Konstanty Paszel wcześniej nie grał. Nie byłby przecież gwiazdą bytowskiej ekipy. Kopał piłkę nie tylko na podwórku (na Rzepnicy), czy na sali gimnastycznej obecnego Gimnazjum nr 1, ale przede wszystkim w szkole. – Uczęszczałem do Jedynki na Podzamczu, bo ta na Mierosławskiego była jeszcze w remoncie. W każdej przerwie i zaraz po lekcjach graliśmy w piłkę – mówi wyróżniający się z grona rówieśników. – Później grałem w szkole zawodowej, gdzie nauczycielem wychowania fizycznego był Jan Woronkowicz. Po zakończeniu szkoły zwerbował mnie więc do Bytovii – mówi Konstanty Paszel. Zaczął więc od mocnego uderzenia, bo po wygraniu Klasy Wojewódzkiej, on i jego koledzy grali w barażach na neutralnym boisku ze Spartą Złotów. Choć sędzia sprzyjał rywalom, to bytowiakom udało się wygrać 5:4 i znaleźli się w gronie 32 najlepszych ekip juniorskich w kraju. – W następnej rundzie trafiliśmy na Arkę Gdynia. Wyleczyli nas od piłki nożnej. Przegraliśmy 8:0 – wspomina. W rewanżu było 5:0 dla gdynian. – Kierownikiem drużyny był Kazimierz Marciniak, który namówił trenera Jerzego Zaniewskiego, abym grał w obronie. Nie wiedziałem dlaczego. Dopiero później dowiedziałem się, że bał się, że spodoba się rywalom moja gra i zabiorą mnie do siebie – śmieje się dzisiaj Pan Konstanty, który przyznał się, że podczas rewanżu z Arką, grając na nietypowej pozycji strzelił samobójczą bramkę. Bytowski środkowy napastnik – bo taka była jego nominalna pozycja – grał jednocześnie w dwóch drużynach, bo był również zawodnikiem seniorów. Był już znanym zawodnikiem w regionie. Stąd trafił do kadry województwa koszalińskiego. – Graliśmy przeciwko Gwardii Koszalin. Strzeliłem bramkę. Działacze z Koszalina w 1961 r. zwerbowali więc mnie do swojego zespołu. Kaziu Marciniak żałował potem, że mnie puścił na mecze kadry – wspomina.
– Po sezonie gry w Koszalinie, chciałem wrócić do Bytowa. Nie chcieli mnie puścić z powrotem, bo za mnie zapłacili. Kupili Bytovii komplet ładnych strojów. Przez krótki okres nie grałem wcale. Gdy trafiłem do wojska kolejne dwa lata reprezentowałem Gwardię – wyjaśnia Konstanty Paszel. Jako powód dlaczego chciałby wrócić mówił, że najzwyczajniej w świecie tęsknił. – Chciałem grać z kolegami z Bytowa – tłumaczy. Gdy zakończył już służbę wojskową, przez kilka miesięcy musiał jeszcze dojeżdżać na mecze Gwardii.
Do Bytovii wrócił dopiero w sezonie 1964/65 r. Jednak pobyt w Koszalinie wspomina bardzo dobrze. – Nigdy nie miałem problemów z przepustkami na treningi i mecze – mówi. Wówczas Gwardia grała w klasie okręgowej, która była trzecim poziomem rozgrywek w kraju. Aby awansować do drugiej ligi trzeba było wygrać turniej barażowy. Zagrał w nich przeciwko Zawiszy Bydgoszcz i Arce Gdynia. W tym czasie Start-Bytovia grała w klasie A (odpowiednik dzisiejszej IV ligi). Później Konstanty Paszel na trzecim poziomie rozgrywkowym reprezentował bytowski zespół. – Zauważał jednak różnice organizacyjne między klubami. – W Koszalinie dostawałem za wygrany mecz 100 zł, to nie było wtedy mało. Mieliśmy własny klubowy autobus. W Bytowie jeździliśmy żukami i innymi dziwnymi pojazdami – wyjaśnia dodając: – Były problemy ze sprzętem. Mieczysław Helmin często reperował nam buty. Gdy odchodziłem z Gwardii Koszalin dostałem jedną parę. Podarowałem ją jakiemuś młodszemu zawodnikowi. Nie pamiętam komu.
Najbardziej wspomina mecze przeciwko Czarnym Słupsk. Dwa razy grałem przeciwko Mańkowi [Marian Matuszyński, wychowanek Bytovii – przyp. red.], który był zawodnikiem Czarnych Słupsk. Raz grając w Gwardii, a później w Start-Bytovii. – Pojechaliśmy do Słupska w roli outsidera. Moja bramka sprawiła, że wygraliśmy na stadionie Kolejowego Klubu 1:0. Oj działo się. Kibice ze Słupska pamiętali, że wcześniej za moją sprawą przegrywali z Gwardią. Krzyczeli „Paszel, wyjedziecie z torbami!”. Ucichli po mojej bramce – mówi uniwersalny zawodnik, który potrafił grać zarówno z lewej jak i prawej nogi. – Dopiero kontuzja sprawiła, że grałem już tylko jedną nogą, ale i tak sobie radziłem. Strzelałem dużo goli z rzutów wolnych, a także bezpośrednio z rzutów rożnych – wspomina.
Na początku lat 70. zakończył przygodę z piłką. – Miałem rodzinę i chciałem więcej czasu spędzać z nimi – mówi były piłkarz, który po skończeniu kariery już nigdy na bytowski stadion nie przyszedł. Jednak zapewnia, że śledzi poczynania Bytovii.
Bogdan Adamczyk