#CZWARTKOWEHISTORIE #7 / “Po powrocie Madziary wróciły też nadzieje”

#CzwartkoweHistorie i siódma część pt. “Początki futbolu w Bytowie” jest kolejnym artykułem opisującym historię Bytovii na przestrzeni minionych lat. Autorem tekstów jest nie kto inny jak Bogdan Adamczyk! Zapraszamy do zagłębienia się w treść…

Po powrocie Madziary wróciły też nadzieje

Po spadku z III ligi w 1995 r. Bytovia przez niemal dekadę turlała się po boiskach klasy okręgowej. Mało tego, przy większym pechu mogła nawet spaść do klasy A. 

Na przełomie wieków coś jednak drgnęło. Wreszcie zaczęto szukać pomysłu na rozwój futbolu w Bytowie. Rozwiązaniem miało być przejęcie sterów klubu przez Arkadiusza Szmidke. Było to podczas zimowej przerwy sezonu 1999/2000. Udało mu się skupić wokół Bytovii przedstawicieli lokalnych przedsiębiorców, którzy jednocześnie byli piłkarskimi kibicami. Na ówczesne warunki było to światełkiem w tunelu. Wszystko wymagało jednak czasu. Ze sportowego punktu widzenia było sporo do zrobienia. Po rundzie jesiennej Bytovia plasowała się zaledwie na 10 miejscu. Lepsze dorobki miały nawet ekipy lokalnych rywali. GKS Kołczygłowy zajmował 3, a Kaszubia Studzienice 4 lokatę. Do zespołu wrócił Ryszard Mądzelewski. Przejął rolę grającego trenera. Zawodnicy solidnie przepracowali tamten okres. Co prawda w trzech meczach kontrolnych z III-ligową Kotwicą Kołobrzeg przegraliśmy łącznie aż 0:16, to lekcje gry były bardzo cenne.
Wiosnę zaczęliśmy od remisu w Kołczygłowach 2:2. Na mecz pojechało bardzo wielu kibiców z Bytowa. Byli ciekawi i pełni nadziei na lepszą grę pod przywództwem Madziary. Nie zawiedli się, bo emocji nie brakowało. Już w 1 minucie sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy. Bytovia musiała gonić wynik. Sławomir Kirdzik i Jacek Wojach raz po raz nękali bramkę GKS-u. Gola jednak nie zdobyli. Bramkę za to zdobył Ryszard Mądzelewski. Przewaga naszego zespołu została udokumentowana drugim trafieniem. Po świetnym podaniu Jacka Wojacha, piłkę w siatce rywali lewą nogą wpakował Bogdan Dułak. Niestety, po przerwie gra się wyrównała, a gol Krzysztofa Żaczka dał kołczygłowianom jeden punkt. Mimo wszystko cieszyliśmy się ze skromnej zdobyczy punktowej bo nie byliśmy faworytem. 
W drugiej wiosennej kolejce liczyliśmy na łatwe zwycięstwo z Karol/Orłem Pęplino. Jednak stało się coś niespodziewanego. Krzysztof Pijanowski zdobył cztery gole i ulegliśmy na własnym stadionie 1:4! Po zimnym prysznicu zaczęliśmy wreszcie wygrywać. W Miastku po dwóch golach Jacka Sieprawskiego i jednym Jacka Wojacha wygraliśmy 3:2. Tydzień później Jacek Sieprawski znowu strzelił dwa gole i Skotavia Dębnica Kaszubska uległa 2:0. Tamten mecz zapewne pamięta Ryszard Mądzelewski, bo doznał bolesnej kontuzji stawu skokowego. Natychmiast trafił do szpitala. W zespole była plaga kontuzji. Bez połowy składu udaliśmy się do Redzikowa. Na szczęście mocy wystarczyło na wygranie 2:0. Jednak pech kadrowy nas nie opuszczał i do Człuchowa pojechaliśmy w niemal rezerwowym składzie. To się odbiło i po porażce 4:0 wróciliśmy na tarczy. Na szczęście każda plaga musi się kiedyś skończyć i Bytovia wygrała 5 kolejnych spotkań. Z Chrobrym Charbrowo 2:1, Stalą Jezierzyce 5:1, Orkanem Gostkowo 1:0, Kaszubią Studzienice 3:2 i Czarnymi Czarne 3:2. To pozwoliło na znaczny skok w tabeli. 
Do wicelidera traciliśmy już tylko 5 pkt. Należy przypomnieć, że jesienią okupowaliśmy dolne części tabeli. Niewielka zadyszka przyszła w Gardnie Wlk., gdzie na malowniczym wzgórzu graliśmy z Rowokołem Smołdzino. Mimo dużej przewagi mecz zakończył się bezbramkowym remisem. To sprawiło, że szanse na awans do IV ligi spadły do minimum. Co prawda to nie było celem samym w sobie ale kibice po widząc przemianę zespołu , jak to kibice, zaczęli marzyć o awansie. Znając historię wiemy, że jeszcze kilka sezonów biliśmy się o wejście. O ile jeszcze po wygranej ze Startem Łeba jeszcze można było szukać matematyczne szanse, tak w przedostatniej kolejce zawodnicy Brdy Przechlewo wybili nam sukces z głowy. Marzenia o awansie musieliśmy odłożyć na później.
Na ostatni mecz pojechaliśmy do Debrzna. Bytoviacy zagrali na luzie bez presji. Trener dał pograć czterem juniorom. Wygrana 5:2 dobrze wróżyła na przyszłość. Trener dostał sygnał, że nie musi się obawiać odmłodzenia składu. Sezon zakończyliśmy na 5 pozycji. Jako ciekawostkę dodam, że co prawda do ewentualnego awansu zabrakło nam aż 7 pkt. Ale było to możliwe do osiągnięcia. Wyliczyłem bowiem, że gdybyśmy poprawili jeden ale poważny mankament, to moglibyśmy cieszyć się z awansu. Problemem były bowiem niewykorzystywane rzuty karne. Gdyby podopieczni Ryszarda Mądzelewskiego wykorzystali je wszystkie to mielibyśmy o 7 brakujących punktów więcej! Mimo wszystko cieszyliśmy się, że drużyna grała lepiej i zaczęła się liczyć w lidze. 

Zdjęcie pochodzi z rundy jesiennej 1999 r.