#CZWARTKOWEHISTORIE #6 / “POCZĄTKI FUTBOLU W BYTOWIE”

#CzwartkoweHistorie i szósta część pt. “Początki futbolu w Bytowie” jest kolejnym artykułem opisującym historię Bytovii na przestrzeni minionych lat. Autorem tekstów jest nie kto inny jak Bogdan Adamczyk! Zapraszamy do zagłębienia się w treść…

Początki futbolu w Bytowie

W zasadzie historyczny cykl powinien zacząć się od tego wpisu. Czynię to dopiero teraz. Jednak nie z mniejszym szacunkiem do osób, które zainicjowały początku naszego klubu.
Jako ojców założycieli we wszelkich opracowaniach wymieniamy lekarza weterynarii Jerzego Sella, pierwszego prezesa klubu i dyrektora Narodowego Banku Polskiego pana Borczewskiego. Pierwszym finansowym wsparciem wykazali się Mikołaj Dziemidowicz, Tadeusz Szczepański i Antoni Paszkowski (właściciel kawiarni). Znaczny wkład w uruchomienie bytowskiego futbolu miała milicja. Najpierw były treningi i gierki wewnętrzne. Było to jeszcze pod koniec 1945 r. Ale musiało minąć wiele miesięcy zanim udało się rozegrać pierwszy oficjalny mecz. W maju 1946 r. bytowiacy wybrali się do Kościerzyny na mecz z miejscową Kaszubią. I właśnię tę datę uznajemy za rok założenia. Piłkarze pojechali zdezelowaną ciężarówką kierowaną przez Jana Sałdana, który przed wojną kopał piłkę w Lwowie – kolebce polskiego futbolu. Mecz zakończył się wysoką porażką 2:18. Jedną z bramek dla pokonanych zdobył świetny technik Bolesław Hadler, który jako jedyny z bytowiaków grał w piłkarskim obuwiu. Popularny Bolek był nazywany także Bocianem z Bytowa. A to podobno ze względu na wysokie wzrost i chude nogi. Bytovia nie dała Kaszubii za wygraną organizując rewanż w Bytowie. Komendant milicji i księgowy spółdzielni spożywców, Tadeusz Szczepański sprezentował pierwszy komplet strojów. Kadrę Bytovii wzmocniono dwoma zawodnikami przebywającymi służbowo w Bytowie. Mecz Bytovii z Kaszubią był w mieście wielkim wydarzeniem. Rewanż się udał. Bytovia wygrała 3:1 (zdjecie z tego meczu – najstarsze w moim archiwum). Oprócz wspomnianych wcześniej pruszkowian w zespole Bytovii wystąpili: B. Hadler, J. Sałdan, Walery Giryn, Leszek Soroczyński, Edward Lewandowski, Tadeusz Diug, Kazimierz Wszołek, Józef Górka oraz Gucio (nazwiska nie udało się określić).

W latach 40. były drewniane bramki ze stalowymi siatkami. Te bramki przetrwały jeszcze z okresów sprzed I wojny. Wcześniej grali tam Stürm Bütow i Bütower Sport Verein.
Na początkach Bytovii grano w butach codziennego użytku. Piłki były wykonane z grubej dętki i pakowane w sznurowaną skórę. Ci co mieli mniej szczęścia wypychali piłki szmatami. Jak wspominał Kazimierz Dankiewicz (uhonorowany kilka miesięcy temu medalem za zasługi dla miasta), pod koniec lat 40 Bytovia posiadała 5 piłek, a dodatkowo tylko 5 było w posiadaniu prywatnych osób. Niedobór sprzętu nie był przeszkodą dla chcących uprawiać sport grupy zapaleńców. Ówczesny futbol różnił się nie tylko wizualnie ale również stylem gry. Nie był tak wyrafinowany jak obecnie. Pomijano środkową strefę boiska. Taktyka była prosta. Długie podania w pobliże pola karnego przeciwnika miały otworzyć drogę do bramki. W efekcie notowano niespotykaną dzisiaj liczbę goli.

Ligowe rozgrywki Bytovia zainaugurowała w 1947 r. w Klasie B. Rywalami bytowskiego zespołu byli: RKS Elektryczność Słupsk, Czarni Słupsk, KS Zryw Słupsk, Sława Sławno, MKS Sławno, Biały Orzeł Miastko i Korab Ustka. Rok później w zmniejszonej Klasie B, Bytovia rywalizowała z Regą Trzebiatów, KS Połczyn Zdrój i KS Ustka. W 1948 r. z inicjatywy Stanisława Jelonka i Jana Piotrowicza powołano do życia Harcerski Klub Sportowy (HKS Bytów). Klub ten skupiał młodych piłkarzy. Pierwsze boiskowe przetarcie bytowska młodzież miała ze starszymi kolegami z Bytovii. Mecz zakończył się remisem 2:2. Twardy pojedynek zakończył się dyskusyjnym rzutem karnym dla HKS-u, którego podyktował sędziujący Benedykt Sreberski. Rok później HKS wszedł w struktury Bytovii pełniąc funkcję zespołu młodzieżowego.

Pod koniec lat 40. bytowiacy grali pod szyldem ZS Gwardii. W 1950 r. w walce o wejście do Klasy Wojewódzkiej, Gwardia Bytów pokonała Budowlanych Człuchów 2:1. Bytowiacy często rozgrywali towarzyskie mecze w Kościerzynie. W jednym z nich Spójnia Kościerzyna pokonała bytowską Gwardię 7:4. W drugim meczu w bytowskiej drużynie grali m.in.: J. Sałdan, W. Giryn, K. Wszołek, B. Sreberski, Marian Sromicki, Jan Osiński, Jan Lesman, Zygmunt Orkisz, Jan Olejko, Ratajczak i Józef Szwiec.

Od 1951 r. klub ponownie przeszedł metamorfozę. Milicjantów zastąpili budowlańcy. Zespół pod okiem trenera Jerzego Zaniewskiego, który zakończył karierę piłkarską osiągał coraz lepsze wyniki. Na ligowych boiskach Klasy Wojewódzkiej Budowlani Bytów nie czuli respektu przed rywalami pokonując m.in.: Kolejarza Ustkę 7:2. Na listę strzelców wpisali się J. Sałdan i J. Lesman – po 2 gole oraz J. Szwiec, M. Helmin i Henryk. Kirdzik – po 1. Mimo wysokiego zwycięstwa gospodarzy obie ekipy zagrały na dobrym poziomie. Zanim jednak doszło do pojedynku seniorów na boisko wbiegli  młodsi piłkarze. W tzw. przedmeczu Budowlani wygrali z Kolejarzem 3:2. Nadmorskim ekipom bytowskie powietrze nie służyło. Goryczy porażki w Bytowie doświadczyli bowiem również piłkarze Barki Kołobrzeg. Budowlani wygrali 6:2. Bramki zdobyli J. Sałdan i J. Szwiec – po 2 oraz J. Lesman i H. Kirdzik. I tym razem w pojedynku juniorów górą byli bytowiacy pokonując Barkę 3:1. Wyższość Budowlanych musiała uznać również Spójnia Chojnice przegrywając w Bytowie 7:1. W zwycięskim zespole grali m.in.: T. Wieczorek, J. Osiński, S. Zaremba, J. Lesman, S. Jelonek, K. Wszołek, J. Szwiec, Ludwik Krauze, Czesław Weraksa, Henryk Orlewski.  Mimo tego, że wynik był już przesądzony do przerwy (3:1), to bytowscy snajperzy byli bezlitośni i po zmianie stron zaaplikowali gościom kolejne 4 gole. Bramki dla Budowlanych zdobyli: J. Szwiec – 4, T. Wieczorek – 2 oraz S. Jelonek. W rewanżu w Chojnicach, budowlańcy ponownie byli górą pokonując Spójnię 4:2. W meczach towarzyskich rywalami bytowiaków byli m.in.: Budowlani Kościerzyna, z którą zanotowano zwycięstwo 6:1 (J. Lesman – 2, S. Jelonek, S. Majer, S. Zaremba i J. Szwiec – po 1),  LZS Jasień, który uległ 9:0 (J. Lesman – 5, T. Wieczorek – 4) oraz WKS Bobolice 6:2 (Mieczysław Helmin i J. Szwiec – po 2 oraz M. Sromicki i H. Kirdzik). – Grałem tylko jedną połowę, bo nie chciałem strzelać więcej goli mojemu koledze, który bronił bramki zespołu z Jasienia – wspominał J. Lesman.

W 1952 r. podczas meczu juniorów przeciwko Pogoni Połczyn Zdrój zadebiutował dotychczas kopiący jedynie podwórkową szmaciankę 15-letni Kazimierz Dankiewicz, legenda bytowskiego futbolu. – Wcześniej spędzałem na bytowskim boisku dużo czasu obserwując trenujących zawodników Bytovii. Podziwiałem ich grę darząc wielkim szacunkiem – ponad pół wieku później wspominał swoje piłkarskie początki. Jego talent był szybko zauważony przez trenera J. Zaniewskiego. Od razu trafił do zespołu seniorów. Młody człowiek był nazywany wówczas cudownym dzieckiem bytowskiej piłki. Szybko został zaakceptowany przez znacznie starszych członków bytowskiej kadry piłkarskiej. Pierwsze skrzypce w ataku grali wtedy J. Lesman z H. Kirdzikiem, którzy byli doskonale wspierani przez łączników J. Szwieca i M. Helmina. Swój kunszt pokazali w budowlanych derbach: Budowlani Bytów – Budowlani Koszalin 8:1. W pierwszych latach istnienia nasz klub reprezentowali ponadto nie wymieniani wcześniej: Stanisław Majer, Marian Strumicki, Kazimierz Wszołek, Stanisław Zaremba, Janusz Hadler, Zygmunt Pasierb, Zygmunt Orkisz, Tadeusz Kraska, Jan Włoderski, Mirosław Madys, Zenon Nazarko, Roman Felskowski, Józef Szyngier, Sylwester Marcinkowski, Jerzy Wieczorek, Władysław Mielewczyk, Jan Mielewczyk, Zdzisław Fidler, Jerzy Rosołek, Jan Bajdek. Zapewne klub nie mógłby istnieć bez ówczesnego kierownika drużyny Kazimierza Marciniaka (seniora). Był świetnym organizatorem życia sportowego w Bytowie. Wspólnie z Zdzisławem Juszkiewiczem stawiali czoło przeciwnościom. Jednak prawdziwym człowiekiem orkiestrą był J. Zaniewski. Był piłkarzem, trenerem, działaczem i prezesem. Nie istniały dla niego sprawy „nie do załatwienia”. W trudnościach organizacyjnych pomocni byli piłkarze. Akceptowali wszelkie niedogodności. Nie przeszkadzał im brak wygodnych autobusów. Jeździli różnymi nietypowymi pojazdami. Począwszy od ciągników i tzw. lublinków z oplandekowanymi przyczepami w mrozie, a skończywszy na przejażdżce karawanem pogrzebowym w gorące dni. Zawodnicy nie narzekali na warunki. Wystarczyło im to, że dla swoich kibiców byli bohaterami. Ludzie wypatrywali w stronę budynku szatni [dzisiejszy tzw. dom piłkarza – przyp. red.], zastanawiając się kto zagra w wyjściowym składzie. Piłkarze już schodząc po drewnianych schodach w kierunku murawy byli witani gromkimi brawami. Widownia była przepełniona kulturalnie dopingującymi kibicami, słychać było muzykę instrumentów dętych. Niespotykana atmosfera przyciągała na stadion przy ul. Mickiewicza całe rodziny. Jednak niedogodności sprzętowe bywały uciążliwe i odbijały się na końcowych wynikach. Podczas meczu pucharowego z III-ligowym Sokołem Karlino broniący naszej bramki, Z. Fidler nie miał rękawic, które pomogłyby w mrozie obronić kilka silnych strzałów późniejszego gracza Górnika Zabrze i reprezentanta Polski Romana Lentnera. Mecz zakończył się porażką Bytovii 2:18.

Klub kilkakrotnie zmieniał swoich patronów. W drugim członie nazwy Bytovii była Gwardia i Budowlani, a gdy klubem zarządzała Spółdzielnia Spożywców krótko obowiązywała nazwa Zrzeszenie Sportowe Sparta-Bytovia. Wówczas  w 1955 r. bytowiacy wygrali ligę awansując do Klasy A, która wówczas była zapleczem III ligi i szczytem marzeń wielu piłkarzy.