Środy z historią: Niebanalne pucharowe wspomnienia

Banałem staje się już wspominanie rozgrywek Pucharu Polski, które w 2009 r. zakończyły się meczem z Polonią Bytom i Wisłą Kraków. Jednak niewielu pamięta, że mecz w 1/8 finału był czternastym pojedynkiem w tamtej edycji. To absolutny rekord w historii wszystkich edycji Pucharu Tysiąca Drużyn. Przypomnijmy sobie zatem to, co było przed Polonią i Wisłą.

DROGA DO WOJEWÓDZKIEGO FINAŁU

Rezerwy Drutex-Bytovii w sezonie 2007/08 grały w ligowych rozgrywkach klasy A, dlatego edycję Wojewódzkiego Pucharu Polski 2008/09 musieli rozpoczynać już od II rundy. Pierwszym rywalem szczebla Podokręgu Słupskiego była Lipniczanka Lipnica, która w I rundzie pokonała GTS Czarna Dąbrówka 3:0. Później prowadzeni przez Ryszarda Mądzelewskiego zawodnicy na pucharowej drodze spotkali się z Bazą 44 Siemirowice i Dębem Kusowo. Były to spotkania bez większej historii.

Schody zaczęły się od szczebla Pomorskiego Związku Piłki Nożnej. W 1/16 finału wystąpiły dwie ekipy bytowskiego klubu. Drutex-Bytovia II trafiła na A-klasową Victorię Kaliska, a Drutex-Bytovia na IV-ligowy Start Mrzezino. Sztab szkoleniowy klubu musiał podjąć decyzję „co dalej z pucharami?”.

Ze względu na to, że w drugim zespole zagrało już zbyt wielu wartościowych graczy, trzeba było skupić się właśnie na tym zespole. Dlatego do Mrzezina pojechali skazani na porażkę młodzieżowcy. Niespodzianki nie było i musieli uznać wyższość Startu. Ekipa Drutex-Bytovii II „wpadła” w ręce pierwszego szkoleniowca Waldemara Walkusza i to ona miała odnieść sukces. Tymczasem mocny skład miał kłopoty w Kaliskach, gdzie co prawda prowadził do przerwy 3:0, ale w końcówce gospodarze wbili dwa gole i „poczuli krew”, atakując do samego końca. Wstyd był bliski. Na szczęście o stylu szybko zapomniano i liczył się awans.

Kolejne przeszkody były poważniejsze, bo Drutex-Bytovia II grała z czołowymi III-ligowcami. W 1/8 finału podopieczni Waldemara Walkusza trafili na Cartusię, która pucharów nie potraktowała priorytetowo, dając odpocząć kilku zawodnikom. Bytowiacy wygrali zasłużenie, a ozdobą meczu był fantastyczny gol z dystansu Macieja Maciejewskiego.

Zapewne na dłużej w pamięci pozostanie ćwierćfinałowy pojedynek z Kaszubią Kościerzyna. Właściwie, to przez 90 minut oprócz gola dla gości nie wydarzyło się nic ciekawego. Bytowiacy grali słabo. Gdy już wydawało się, że pucharowa przygoda dobiegła końca, w doliczonym czasie gry po golach Krzysztofa Paraficza i Piotra Łapigrowskiego czarno-biało-czerwoni byli już w półfinale! W pucharowej drabince Drutex-Bytovię II skojarzono z Lechią II Gdańsk. Biało-zieloni mieli zrewanżować się za ubiegłoroczną porażkę w finale. Nic takiego się nie stało i już po kwadransie gry było 2:0. Ostatecznie po ciekawym widowisku gdańszczanie ulegli w Bytowie 1:4.

Drutex-Bytovia został drugim klubem (po Olimpii Sztum), który trzeci raz z rzędu awansował do wojewódzkiego finału. Była też okazja, aby zostać pierwszym zespołem, który obroni trofeum. Zadanie nie było łatwe, bo przeciwnikiem był Bałtyk Gdynia, który zapewnił już sobie awans do II ligi. Kibice finalistów otrzymali dwumeczową dawkę emocji.

W pierwszym pojedynku bytowiacy zapewnili sobie skromną jednobramkową zaliczkę. W rewanżu faworytami byli biało-niebiescy. Zmotywowano ich nawet dodatkowymi premiami. Nic to jednak nie pomogło. W fantastycznym meczu Drutex-Bytovia zachowała czyste konto, co wystarczyło do zdobycia pucharu. Było to doskonałe przypieczętowanie udanego III-ligowego sezonu, w którym podopieczni Waldemara Walkusza uplasowali się na wysokim 5. miejscu.

ROZGRYWKI CENTRALNE

W rundzie przedwstępnej (1/128 finału) Remes Pucharu Polski edycji 2009/10 los nie był łaskawy. Do Bytowa przyjechali II-ligowcy z Olsztyna. Ku uciesze bytowskiej publiczności “Czarne Wilki” walczyły jak równy z równym. Bramki padały dopiero po przerwie, gdy piłkarze obu drużyn zaczęli prowadzić otwartą grę. Po golach w 49 i 56 minucie Drutex-Bytovia II prowadziła dwoma bramkami. Sukces był blisko. Trzeba było jednak wytrzymać jeszcze ponad pół godziny. Po zdobyciu kontaktowego gola pojawiły się obawy, czy zdołamy utrzymać korzystny wynik do końca. Udało się. Podopieczni Waldemara Walkusza sprawili niemałą niespodziankę.

W rundzie wstępnej do Bytowa przyjechał pogromca Wigier Suwałki – Wisła Puławy. Piłkarze z woj. lubelskiego nie zawitali po to, aby się położyć na trawie. W pierwszej połowie mieli kilka dogodnych okazji. Na szczęście na posterunku był Mateusz Oszmaniec. Po przerwie otworzył się worek z bramkami. Po kilkunastu minutach było już 3:0. Wydawało się, że jest już po meczu. Nic bardziej mylnego. W dramatycznej końcówce goście doprowadzili do wyrównania. W dogrywce jak z thrillera więcej szczęścia mieli gospodarze wbijając dwa gole.

Zmęczenie przedłużonym meczem odbiło się później w lidze. Tymczasem kibice oczekiwali na losowanie kolejnej rundy. Zdawali sobie sprawę, że może to być ostatnia, liczyli na markowego rywala. Tymczasem zamiast Widzewa Łódź i Korony Kielce wylosowano I-ligowego spadkowicza Tura Turek. – Początkowo byłem zły, że nie trafiliśmy na bardziej markowego rywala, bo jeśli spaść to z dużego konia. Później pomyślałem, że wcale nie musimy tego meczu przegrać – mówił trener Waldemara Walkusz. Szkoleniowiec wierzył w kolejną niespodziankę. Swój optymizm przelał na podopiecznych.

Piłkarze pełni wiary w sukces przejęli inicjatywę od początku. Praktycznie żółto-zieloni z Turka nie istnieli. Jak mówił później ich trener „zmietli nas z boiska”. Wyłącznie szczęściu mogli zawdzięczać, że przegrali „tylko” 1:0. Późniejsze tłumaczenia szkoleniowca, że przyjechali rezerwowym składem nie do końca były prawdziwe. Parę dni później trener Tura, Marian Kurowski stracił pracę.

Co było później? Bardzo dobrze pamiętacie. Wygrana z Polonią Bytom i… Wisła Kraków. Jednak wspomnienia tamtych meczów wymagają specjalnego potraktowania.

Bogdan Adamczyk