Nogi służyły do grania, a głowa do myślenia – Czesław Karnicki

Po Lechu Martusewiczu i Wojciechu Chojnackim do naszej jedenastki siedemdziesięciolecia dołączył trzeci zawodnik, Czesław Karnicki. Z bytowskim klubem z niewielkimi przerwami związany był niemal pół wieku. Grał i trenował. Aby przedstawić jego historię użyliśmy wielkiego skrótu, bo nie sposób poruszyć wszystkich wątków w jednym wspomnieniu.

UCZYŁ SIĘ STRZELAĆ Z WOLEJA
Czesław Karnicki urodził się na tzw. terenach wyzwolonych 29 grudnia 1944 r. w Kijowcu (obecnie Białoruś). W dokumentach widnieje zapis „urodzony w ZSRR”, choć oczywiście wówczas była to Polska. Grę w bytowskim klubie rozpoczął w 1957 r. – Byłem samoukiem. Nikt mnie nie uczył grać. Chodziliśmy na stadion oglądać dorosłych piłkarzy, a później ich naśladowaliśmy. Kopaliśmy piłkę od rana do wieczora. Gdy miałem 13 lat Kazimierz Marciniak zgłosił mnie do gry – zaczyna swoją opowieść ówczesny uczeń bytowskiej podstawówki nr 1.

– Od najmłodszych lat starałem się uderzać piłkę z woleja. W ten sposób zdobywałem większość swoich bramek. Na nierównych boiskach wolałem uderzać z powietrza. Miałem wówczas większą kontrolę nad piłką. Rzadko uderzałem głową. Zawsze uważałem, że od strzelania są nogi, a głowa od myślenia – mówi o swojej filozofii futbolu. – Kiedyś więcej goli padało z dystansu, dzisiaj piłkarze grają jak hokeiści. Jest dużo podań, a zbyt mało strzałów – mówi.

W 1959 r. rozpoczął naukę w Państwowym Technikum Melioracyjnym w Sławnie. Dalsze granie wymagało większego zaangażowania. Młody bytowiak musiał dojeżdżać na mecze do Bytowa. – Czasami, gdy graliśmy w okolicach Sławna, Słupska i Koszalina, drużyna przyjeżdżała po mnie – mówi Czesław Karnicki, który już w wieku 16 lat był podstawowym graczem drużyny, czyli od 1960 r. Choć kuszono go ofertą grania w Sławie Sławno, bytowiak pozostał wierny Start-Bytovii.

BOGATE WSPOMNIENIA Z ZIELONEJ GÓRY
W 1965 r. został powołany do zasadniczej służby wojskowej. Z automatu stał się zawodnikiem III-ligowej Lechii Zielona Góra. Miał tam świetne jak na ówczesne czasy warunki. Bytowiak grał nie tylko w rozgrywkach ligowych. Reprezentował także swoją jednostkę w turniejach wojskowych. Najwyraźniej był bardzo głodny futbolu, bo grywał gdzie się dało. – Zagrałem na lewo w Kolejarzu Zielona Góra, a także w Lubuszaninie Zielona Góra, gdzie proszono mnie, abym pomógł im utrzymać się w klasie A. Dzisiaj oczywiście mam większą świadomość, że tak nie można. Jednak dawniej to było powszechne. Na doklejonym zdjęciu odbito jajkiem pieczątkę i karta była gotowa! Dzisiaj śmieję się z tego – opowiada przekładając stertę żołnierskich fotografii.

POWRÓT DO BYTOWA
Mimo tego, że Czesław Karnicki dostał propozycję gry w Baildonie Katowice, w 1967 r. wrócił do Bytowa. – Byłem głupi i przyjechałem tutaj – śmieje się. Karierę piłkarską kontynuował aż do 1985 r. W sumie grał 28 lat. – Pod koniec kariery będąc grającym trenerem częściej dawałem szansę innym. Jednak wcześniej wszystkie mecze zaliczałem w całości. Z moich wyliczeń wynika, że zagrałem 740 meczów ligowych i strzeliłem 541 goli – chwali się Czesław Karnicki. Niestety, te dane należy traktować jako szacunkowe, gdyż brakuje nam oficjalnej dokumentacji z tamtych lat. Jednego jednak nie można odebrać byłemu snajperowi. Jesienią 1970 r. Start-Bytovia pokonała na wyjeździe Ostroviankę Ostrowiec 26:0. To był absolutny rekord, czego dzisiaj dowodem jest wycinek z „Trybuny Ludu”. Aż 10 goli w tym meczu zdobył Czesław Karnicki!

DOŻYWOTNI TRENER
Tylko raz miał okazję jako piłkarz uczestniczyć na obozie sportowym. – Było to w Ogrodzieńcu koło Drawska Pomorskiego. Za to będąc trenerem szlifowałem formę podopiecznych na obozach w Dżwirzynie koło Kołobrzegu, Jasieniu, Sominach, Łebie i Kłącznie. Jeśli już wymieniam zgrupowania to dodam jeszcze, że później prowadząc Orkana mieliśmy zgrupowanie na bytowskim obiekcie i w Rekowie – mówi. Praca trenerska zazębiła się z karierą piłkarską. W 1974 r. po odejściu trenera Jerzego Zaniewskiego został grającym szkoleniowcem Start-Bytovii. – Dwa lata później po rocznym kursie byłem już pełnoprawnym trenerem „z papierami”. Miałem dobrych zawodników. Nie tylko Lecha Martusewicza i Wojciecha Chojnackiego, ale również Henryka Hincę. Z kolei w bramce miałem do wyboru dwóch równorzędnych bramkarzy Edwarda Wiczkowskiego i Henryka Potarzyckiego. Edward był dobrze wyszkolony technicznie. Bronił w linii. Z kolei Zdzisław grał w polu. Daleko wychodził. Byli równorzędnymi bramkarzami.

Seniorów prowadził do 1982 r. – Podczas walnego zebrania członków doszło do mocnej wymiany zdań z działaczami z Jerzym Zaniewskim na czele. Trochę mnie wtedy poniosło, ale bardzo dokuczał nam brak odpowiednich warunków – wspomina ciężkie czasy. Później, gdy na półtora roku ówczesna Baszta Bytów zniknęła z piłkarskiej mapy Polski, Czesław Karnicki prowadził Orkana Gostkowo. Po powrocie do Baszty, zajmował się na przemian szkoleniem młodzieży i seniorów. – Wymienialiśmy się funkcjami z Kaziem Dankiewiczem – opowiada. – Seniorów prowadziłem w sezonach 1984/85, 1987/88 oraz wiosną i jesienią 1998 r. – dodaje. Z trenerskim rzemiosłem nie potrafił się rozstać. W 1999 r. prowadząc GKS Kołczygłowy zajął 5 miejsce w klasie okręgowej. – Zrezygnowałem z dalszego prowadzenia tamtego zespołu, ponieważ nie zostały spełnione obietnice. Dotyczyły zwolnień piłkarzy na treningi z firmy, która należała do prezesa. Później prowadziłem Myśliwca Tuchomie. Zająłem z nimi drugie miejsce w klasie A – opowiada. Od 2005 r. jest związany z Victorią Dąbrówka. – Chyba jestem najstarszym czynnym trenerem – śmieje się sympatyczny Pan Czesław.

WSZECHSTRONNY SPORTOWIEC
Bohater opowieści grał w piłkę siatkową w trzecioligowej drużynie Zieloni Sławno oraz Baszcie Bytów, która była czołową drużyną woj. koszalińskiego. – W Sławnie zagrałem też w dwóch ligowych meczach koszykówki oraz w trzecioligowej drużynie tenisa stołowego, a w 1963 r. brałem udział w mistrzostwach województwa w piłce ręcznej – wylicza. To nie koniec. – W wojsku brałem udział w zawodach lekkoatletycznych na dystansach 100 i 200 m. Na zawodach wojskowych zdobywałem medale. Zawsze byłem najszybszym piłkarzem – wspomina.

PRACA BYŁA DLA NIEGO WAŻNA
Bogate obycie ze sportem nie dawało mu jednak utrzymania i jak każdy ówczesny sportowiec musiał pracować. – W 1965 r. zostałem stażystą w branży melioracyjnej w Koszalinie, a po odbyciu służby wojskowej byłem pracownikiem Wydziału Rolnictwa i Leśnictwa Powiatowej Rady Narodowej. Później przez lata byłem pracownikiem w Wojewódzkim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych w Gdańsku – oddział Bytów – mówi.

Obecnie Czesław Karnicki jest na emeryturze. Praca była dla niego ważnym elementem życia. Świadczy o tym choćby bogaty zbiór medali, gratulacji i pamiątek. Swoją dobrą formę, jak sam mówi, zawdzięczał aktywnej pracy. – Wielokrotnie musiałem pokonywać pieszo po 10-15 km – wspomina. Dzisiaj wolny czas spędza na działce i przed monitorem komputera i ekranami telewizyjnymi. Ma w swoim pokoju trzy… telewizory – to na wypadek, gdy w jednym czasie rozgrywa się kilka meczów – usprawiedliwia swoją potrzebę poznania aktualnych wydarzeń sportowych na świecie. Jednak nic nie przebije jemu przyjemności oglądania Bytovii na żywo.

Bogdan Adamczyk